Dziś niby Blue Monday, a dla mnie zaczął się lepszy czas. Sporo już ze mnie zeszło. Otrząsnęłam się i mogę hardo ruszyć do przodu. Pracuję nad sobą. Staram się nie dawać zniechęceniu. Czytam, wracam do szycia, próbuję nie pozwolić sobie na nudę, bo to wówczas nachodzą mnie najczarniejsze myśli. Wracam też do treningów, usiłuję nawet wyrobić w sobie pewną rutynę, regularność. Pracuję, łapię jakieś dorywcze drobiazgi - tu korki, tam jednorazowa pomoc w nauce, czasem jakieś zamówienie na szycie (oferta MythArt.eu i nasza piękna strona internetowa). Szukam stażów, kursów, możliwości rozwoju, nauczenia się czegoś nowego, zdobycia doświadczeń, umiejętności.
Zastanawiam się czasem co dalej, za jakiś czas, ale to wciąż daleko, zbyt wiele zmiennych po drodze, by móc zdecydować o czymś na pewno. Będzie dobrze. Musi być już dobrze. Już sobie poradzę.
Z każdym dniem jest coraz lepiej. Wracam do siebie. Znów czuję się ważna, wartościowa i niepozbawiona znaczenia. Pozwalam sobie na chwile beztroski, waty cukrowej, tęczowych jednorożców i różowych okularów. Zachwycam się, zachłystuję, śmieję w głos. Jestem szczęśliwa.
Zdjęcia z wczorajszego WOŚPu. Więcej zdjęć na FB Firemist. Filmu nie ma, bo mama nie dogadała się z aparatem.