Długi weekend dobiegł końca w pociągu KD. Najpierw urodziny znajomego, później fotografowanie na rowerowej imprezie, trochę wspólnie spędzonego czasu.
Poniedziałek od rana w pracy, później na rowerze do mamy. Po drodze wywrotka i wahania względem niedzielnego powrotu - stanęło na rowerowym dojeździe na stację PKP. Ale wcześniej ognisko, fasolka, ciepłe od słońca jeżyny, hamak pod orzechem. Lato się kończy, a ja czuję, że jestem wypoczęta. Lista wyzwań na jesień powoli się tworzy, ale nic na siłę. Mam na to czas, energię i chęć. Godzę się z tymczasowością obecnych rozwiązań. Z ekscytacją myślę o zmianach, które kiedyś nadejdą, jeszcze nie teraz, ale wkrótce, za jakiś czas. Po wydarzeniach tego roku wiem, że zmiany są ok. Że są lepsze niż trwanie w miejscu, gdzie nas gniecie i uwiera. Zamykam szczęście w smakach, zapachach i widokach. Przeżywam i doświadczam. Żyję. piątek, 18 sierpnia 2017
niedziela, 6 sierpnia 2017
Spokój
Dobiega końca kolejny dobry dzień. Los odwrócił się już chyba na dobre. Mieszkam nieźle w przepięknym Wrocławiu. Mam pracę, którą lubię - może to entuzjazm nowości, ale odpowiada mi obecny stan zawodowy. Pracuję w markecie budowlanym, jestem doradcą klienta, czyli najmniejszym trybikiem tej machiny, ale płacą mi lepiej niż w szkole, otoczona jestem świetnymi ludźmi, którzy mają do mnie ogromną cierpliwość, uczę się nowych rzeczy, które okazują się naprawdę ciekawe. Nie żałuję ukończonych studiów - dowiedziałam się w ich czasie wielu ciekawych (niekoniecznie przydatnych) rzeczy. Wiem jednak, że w najbliższym czasie raczej nie będę robiła nic związanego z ukończonym kierunkiem. Nie jest mi szkoda. Jestem z fantastycznym mężczyzną. Troszczy się o mnie, opiekuje, docenia. Jest narcyzem i egoistą, ale w granicach, które akceptuję, bo wymagam jego akceptacji dla tych samych przywar u mnie - moja pewność siebie i poczucie własnej wartości nareszcie wraca do przedślubnej normy. Uczę się funkcjonować w związku na nowo cały czas przez ostatnie pół roku. Mam wokół siebie także innych wspaniałych ludzi, którzy nieustannie mnie wspierają.
środa, 2 sierpnia 2017
Zmiany
Zmiany. Pęd na przód. Nowe miejsca,
twarze, smaki. Doznania i przeżycia. I w przód, przez sztorm, ku
bezpiecznej przystani. Najpierw wyrwać się z klatki, z której
zeszło już złocenie. Wylecieć z impetem, zatrzasnąć za sobą
drzwiczki z hukiem, niech się rozdzwonią.
Później uciec od właściciela
klatki, roszczącego sobie prawa do posiadania jej lokatorki. Nie dać
się zaszczuć, wyjść obronną ręką, wylizać się z ran,
wyciągnąć naukę z blizn. A na koniec uciec od marazmu
codzienności, która zaczyna cisnąć, z której wyrasta się z
wiekiem.
Pokonałam przeciwności losu.
Rozpoczęłam nowe życie. Po dziewięciu miesiącach od zamknięcia
za sobą drzwi urodziłam się na nowo. Musiałam, pozwalając sobie
umierać kawałek po kawałku przez ostatnie lata. Dusząc się w za
ciasnej klatce. Biorąc na klatę wszystkie słowa-noże. I
słowa-siekiery. Walcząc, gdy nie było o co. Gdy należało wstać
i wyjść już dawno.
Uczę się. Nowych rzeczy i nowej
siebie. Uczę się na nowo ludzi i świata. Odnajduję swoje miejsce
między tymi pierwszymi i w tym drugim.
Było mi trudno wydostać się z
marazmu, wygrzebać z kokonu, w który się owinęłam, ruszyć do
przodu. Było mi trudno rzucić wszystko, postawić na jedną kartę,
wyjechać, spróbować, niemal w ciemno. Jedna zmiana ciągnęła
jednak za sobą kolejne, stawała się ich naturalną przyczyną.
Niemożliwym jest zatrzymanie tego procesu na siłę, bo wówczas
człowiek wpada jeszcze gorzej – stając w pół drogi, w rozkroku
między wczoraj a dziś, w wiecznej nocy.
Poradziłam sobie. Piszę z miejsca, w
którym chcę być w tym momencie swojego życia. Z miejsca, którego
nie planowałam jeszcze rok temu. Z miejsca, które uczę się
nazywać domem, mimo widma tymczasowości, jakie powoduje ciągły
pęd ku zmianom, ku rozwojowi, nauce. Nie zatrzymuję się.
Subskrybuj:
Posty (Atom)