Przed przejściem dalej rozważ w duchu, czy masz ochotę na literki. Dużo literek. Tak dużo literek, jak jeszcze na tym blogu nie było.
Ze względu na potrzebę uzewnętrznienia się i totalny brak zdjęć, odkopałam jakieś archiwalne foty sprzed blisko roku. Fotografował K. Pozował wraz ze mną Koki, czyli czarny mieszaniec, który przez ostatnie pół roku stał się nieznośnym leniem - "Rower? Bieganie? A dajcie wy mi wszyscy spokój, zapadam w sen zimowy!"
Co do mojego uzewnętrzniania się. Mam potrzebę publicznego uporządkowania ostatnich założeń i postanowień, bo jeśli tego nie zrobię, to zawsze znajdę sobie jakąś wymówkę przed samą sobą, a przed czytelnikiem, choćby tylko teoretycznym, wstyd mi będzie usprawiedliwiać się czymś błahym i bezsensownym. ;) Z powodu mojego słomianego zapału muszę czuć pewną presję, by ruszyć się z wyra i coś zrobić.
Po pierwsze więc stwierdziłam, że dojazdy rowerem na uczelnię to stanowczo za mało i już w sobotę ( o czym zresztą wspominałam ostatnio) ruszyłam zad na wycieczkę - po zrobieniu 20 km (z czego jakiś 5 po szczecińskich górkach) myślałam, że padnę i nie wstanę. Dostałam jednak kopa energetycznego na cały dzień. Wobec tego częściej muszę ruszać się z Kozą (przez Rudą uważaną za Śnieżynkę) na dłuższe niż 15 minut spacery.
Po drugie powinnam wziąć się do roboty z szyciem - zwały tkanin zalegające w kątach (i nie tylko) mojego pokoju domagają się już przerobienia na gorsety, suknie i spódniczki. Bluzek szyć nie umiem. Jeszcze.
Po trzecie - analogicznie do tkanin i koraliki domagają się uwagi. Zajmują w domu ładne kilka półek i zdecydowanie ich nie ubywa od patrzenia.
Po czwarte - skoro podjęłam się pracy nad tańcem i śpiewem dawnym, to przestać muszę w kółko wałkować te same tańce i piosenki, a zabrać się na porządnie za opracowywanie czegoś nowego. Szczególnie, że materiał, na którym mogę pracować, jest. Mam muzykę, mam dane o tańcach ludowych, mam słowa kilku pieśni, teraz muszę to tylko ogarnąć i nauczyć się. Przekonana bowiem jestem, ze więcej energii poświęcę na przekonanie samej siebie, by wziąć się do roboty, niż namówienie dziewcząt z zespołu, by nauczyły się śpiewać coś czego nie rozumieją i nie bardzo potrafią wymówić.
W związku z tym ostatnim punktem - Już w przyszłą niedzielę mamy dać pierwszy poważny pokaz, mam nadzieję, że wszystko wypali, wykonamy utwory i układy dobrze nam znane, ale wiadomo - co innego próba, a co innego występ przed publicznością. Liczę na to, że uda mi się postawić kogoś za kamerą i udokumentować nasze wysiłki.
Kontynuując jednak wyliczankę.
Po piąte - muszę skończyć się obszywać w historyki. Właściwie więcej niedługo będę miała sukien historycznych niż zwykłych (żartuję, komu jak komu, ale mi to nie grozi przez najbliższe 10 lat). Niemniej jednak jest jeszcze kilka rzeczy, które chciałabym mieć i nie mam, a mogę wykonać je samodzielnie. Ba! mam już nawet potrzebne do tego materiały i na przeszkodzie stoi jedynie moje lenistwo. Uszyć też powinnam kilka rzeczy mojemu K. Co prawda zestaw podstawowy już ma, ale jak on będzie wyglądał w zgrzebnych portkach, gdy ja będę obok stała w wypasionej sukni? ;)
Po kolejne - powinnam wziąć się do roboty na studiach - przede mną sesja i licencjat. Pierwszy rozdział niby napisałam, czekam teraz na ocenę, ale sama wiem, że nie jest to co bym chciała.
Po n-te: powinnam posprzątać w swoich dwóch połowach dwóch pokojów. Albo inaczej - powinnam posprzątać swój bajzel w dwóch pokojach. Specjalnie jednak zostawiłam ten punkt na końcu, gdyż po takiej ilości zajęć, naprawdę będę mogła nie mieć czasu na sprzątanie, prawda? Poza tym - jeżeli spożytkuję materiały i koraliki, to połowa bałaganu zniknie.
A to wspomniane na początku zdjęcia. Zdaję sobie sprawę, że przy takiej ilości literek mogłoby ich nie być, ale do takiego wniosku doszłam dopiero w połowie wpisu, kiedy to już przekonałam samą siebie, że te zdjęcia w tym wpisie będą. ;) Wielkanoc 2012.
Kurtka - sh (vero moda)
Sweter - tally weijl
Sukienka - house
Buty - sh