Zaczęły się ferie. Wyczekiwane i wytęsknione. Czas wytężonej pracy i nauki. Siłownia, rower, bieganie. Sporo czasu przy komputerze, trochę przy bardku, może maszyna. Realizacja kilku zadań dla lepszego jutra. Czas dla mnie - na rozwój na kilku polach. Troszkę czasu z ludźmi, większość bez. Ja i mój plan. I tylko pamiętać muszę, by się nie rozdrabniać, nie skupiać na pierdołach, zająć tym, czym powinnam. Poza jednym dniem przerwy, zaplanowanym już w szczegółach. ;)
Walentynki w tym roku spędzę w sposób niezbyt wyjątkowy, ale w wyjątkowym towarzystwie. W planach poranna przebieżka, później SPA w zaciszu własnej łazienki, pyszny obiad (tarta? hmm...), miska samodzielnie zrobionego popcornu i prażynek, butelka dobrego wina, kolekcja najbardziej klasycznych komedii romantycznych (wśród kandydatów "Pretty Woman", "Uciekająca Panna Młoda", "Cztery wesela i pogrzeb"), może coś z Disneya (czyżby ukochani "Zaplątani"?).
Całości dopełni czerwona sukienka i szminka, ładna bielizna, delikatna biżuteria. I ciepły koc w rowery. Koc to podstawa.
Towarzyszyć będzie mi osoba, którą muszę na nowo nauczyć się kochać. Ktoś, komu zawdzięczam przecież tak wiele, by nie dbać i nie troszczyć się. Jedna z najważniejszych postaci w moim życiu. Nie wiem, czy nie najważniejsza. Mająca wpływ na wszystko, co mnie spotkało, będąca przy mnie we wszystkich ważnych momentach. A w poprzednim roku zbyt często traktowana przeze mnie źle.
Ktoś inny uznałby, że spędzam Walentynki sama. Ale ja wiem, że spędzę je ze sobą...