piątek, 30 grudnia 2016

2016 - próba podsumowania

Roku 2016 skończ się już. Z radością przywitam 31 grudnia, Twój ostatni dzień. Byłeś czasem jednej rewolucji, która pochłonęła mnie do reszty tak, że nie pamiętam czego czasem byłeś poza tym. Jakiś taki rozmemłany, nijaki, nie zapadniesz mi w pamięć niczym przez pierwsze kilka miesięcy Twego trwania. Później, oj później!, zrobiło się ciekawie. By nie stwierdzić - dramatycznie! Upadki i powstania, wojny domowe i internetowe - ach, żyć, nie umierać! - chciałoby się krzyknąć, ale po co - już koniec, już można będzie odetchnąć z ulgą. 
Wschód księżyca zza góry - wiało strasznie i trudno było mi utrzymać nie tylko aparat, ale i równowagę. Zdjęcie bez ingerencji programów graficznych... 


I podróże, no tak, podróże będę pamiętać - te mniejsze i większe. Dwukrotną wizytę w moich górach (cóż za szaleństwo!), Pragi, Warszawy, Poznanie, Wrocławie i inne. Muzea, zamki, uliczki i zaułki. I Lublin! No tak! Lublin! To był przecież tegoroczny czerwiec, a czuję się, jakby inne życie, jakaś odległa galaktyka, inna rzeczywistość. Lublinie! Obiecałam, to wrócę. Nie wyrobiłam się w tym roku, ale obiecałam, przyjadę!
Moja naiwność została w tym roku "nagrodzona", mam nauczkę na przyszłość i chociaż chciałabym pamiętać tylko to, co dobre, to zapamiętam sobie także tę gorzką lekcję z tego roku. 
Brzask

Mam jeszcze troszkę ponad dzień na wymyślenie postanowień na 2017, ale nie wiem, czy jest sens. I tak o nich zapominam, i tak ich nie dotrzymuję. Właściwie, co roku powinnam powtarzać, jak mantrę, jedno - "Ogarnąć się w końcu. Dorosnąć." To naprawdę dużo. Bardzo dużo. Bo 2017 będzie rokiem przełomów. Pierwsza próba życia na własny rachunek zakończyła się fiaskiem. Próba nr 2 przede mną. Nie wiem, co z niej wyjdzie. Na razie nie wiem nawet, jak do niej podejść, ale spoko, ogarnę. Jeszcze trochę czasu mieć będę, jeszcze kilka miesięcy na planowanie, rozeznawanie, wymyślenie złotego planu na życie. W styczniu ogarnę rower. Właściwie już zaczęłam ogarniać, więc teraz będzie łatwiej. Bieganie, siłownię. Nie dam sobie więcej wmówić, że do czegoś się nie nadaję. Nie tym razem. I blog może znowu ogarnę, przydałoby się. I Facebooka i Instagram. I pewnie coś jeszcze. Ale teraz nie wiem, pomyślę jutro. Albo już w styczniu. Właściwie nie powinnam za dużo na raz brać na siebie, bo wtedy nie ogarnę nic - zrażona jednym niepowodzeniem siądę na tyłku i będę gapić się w ścianę. Ot co! Na styczeń starczy. A do lutego daleko. Luty też ogarnę. I marzec. I wszystkie kolejne także. I siebie ogarnę. Czas najwyższy. 
Pogórze z Zamkiem Gryf

Post ilustrowany zdjęciami z świątecznego wyjazdu w góry.