sobota, 23 czerwca 2018

Czerwiec to czas dróg

Czerwiec to czas dróg. Czas mierzony kilometrami. Wyścigami, maratonami, podróżami. Na sakwach, na walizkach, na rowerze. We dwoje i osobno. Daleko i zupełnie blisko.

Czas ciepłych dni i jeszcze cieplejszych słów. Czas przedwczesnego lata. I nagłej jesieni. 

Dziwny ten czerwiec w tym roku. Po raz pierwszy w całym moim życiu nie jest ani końcem, ani początkiem. Jest sobie gdzieś tam w trakcie, pomiędzy, dokładnie na swoim miejscu. 

Od tak wielu lat czekałam na czerwiec z utęsknieniem - z różnych powodów. W tym roku trudno mi nie myśleć o wakacjach, a jedynie o urlopie, którego przecież tak niewiele. Na mapie mojego roku jest tak zwyczajny - miesiąc, jak inne. W dodatku osiągnęłam założony na ten rok cel, przeskoczyłam go właściwie. I teraz trzeba usiąść i ułożyć w głowie dalsze 6 miesięcy. Albo chociaż trzy. Cokolwiek. 

Czerwiec to czas dróg. Żółtego szutru z mojej wyobraźni. Duktu jasnego, prostego i pewnego. Czas, tak dziwnej w moim życiu, równowagi. I zmęczenia mylonego ze spokojem. I niespokojnego mrowienia nóg - w drogę, w dal, ku nowemu!