sobota, 4 lutego 2017

Patrzę przed siebie

Rysują się kolejne plany. Nie obok, a zamiast. Na razie  tylko plany A, brak mi jeszcze pomysłów na plany B, C i aż do Z. Ale staram się wypełniać kolejne założenia prowadzące do realizacji tych podstawowych. Planuję, układam, wsuwam na swoje miejsce kolejne elementy. I po cichu modlę się, by podstawa, na której to wszystko układam okazała się stabilna, by nie runęła, by moja życiowa Jenga utrzymała się mimo dokładanych wciąż klocków. 

Mam całe życie przed sobą i czas wziąć je we własne ręce, zamiast poddawać się nurtowi. Niekoniecznie płynąć pod prąd, ale wyjść na brzeg na jakiejś piaszczystej ciepłej plaży. Uczę się, póki mam na to czas. I marzę o tym, czego będę się mogła nauczyć jeszcze.Wraca mi pęd do wiedzy, chęć rozwoju, którą na jakiś czas zabiła dotychczasowa ścieżka edukacji.  Teraz uczę się sama, sama dobieram treści i metody i mam nadzieję, że coś z tego wyjdzie. Brak mi jeszcze obowiązkowości, muszę wyrobić ją w sobie na nowo. Jasno określać czas i zakres. 
Dobrze czuję się sama ze sobą. Nareszcie. Jestem zadowolona z postępów jakie robię na różnych polach. Można by było bardziej, mocniej, więcej, ale i tak jest dobrze. Mogłabym mniej czasu przepierdzielać, ale i tak już jest postęp. I to spory. Czasem muszę się do czegoś zmusić, ale później jestem zadowolona z wykonania zadania. 
Bywają jeszcze dni, gdy jest mi trudno. Staram się jednak jak mogę, by nie trwały za długo. Żebym dźwignęła się i wzięła w garść, gdy tylko wypłaczę i wyleżę żale czy niepowodzenia. Za dużo zadań przede mną - nie mam czasu na stagnację.