Jest we mnie już spokój. I są we mnie słowa - wyraz zachwytu światem, na który patrzę. Zbieram je jedno za drugim, układam w zdania, akapity i całe strony. Jeden wpis piszę godzinami, tygodniami, miesiącem. Składam go nieśpiesznie. Nie śpieszę się nigdzie. Nigdzie mi nie śpieszno.
Oglądam łuny przed wschodem słońca, patrzę na zieleniące z wolna pola, głęboko zachłystuję się porannym zapachem budzącej się wiosny. Lubię wiosnę, niesie za sobą nadzieję - na ciepło, słońce, długi dzień i zapach letniego wieczoru.
Oglądam łuny przed wschodem słońca, patrzę na zieleniące z wolna pola, głęboko zachłystuję się porannym zapachem budzącej się wiosny. Lubię wiosnę, niesie za sobą nadzieję - na ciepło, słońce, długi dzień i zapach letniego wieczoru.
Budzę się na nowo każdego dnia, każdego dnia zachwycam się czymś nowym. Szeroko otwieram oczy i patrzę, chłonę tę rzeczywistość. Obudziłam się, wstałam, otrzepałam z włosów żółty pył mojej drogi. Znów wyszłam na dobrze znaną ścieżkę. Otuliła mnie ciepłem jasnego szutru nagrzanego słońcem, światłem księżyca rysującym lśniącą drogę ku przestworzom.
Czuję się dobrze. Na miejscu. W punkt. Szczęśliwa po prostu. Składa się. Jak łabędź origami - wszystkie krawędzie ostre, wszystkie zgięcia w dobrych miejscach. I tak dzień po dniu jest normalnie, dobrze. Robi się ciepło, wiosna się robi. "Zielono mam w głowie..."
Czuję się dobrze. Na miejscu. W punkt. Szczęśliwa po prostu. Składa się. Jak łabędź origami - wszystkie krawędzie ostre, wszystkie zgięcia w dobrych miejscach. I tak dzień po dniu jest normalnie, dobrze. Robi się ciepło, wiosna się robi. "Zielono mam w głowie..."
Żyję. Dzisiaj. Teraz. Natychmiast. Nie odkładam tego na jutro, nie warto. Trochę bez planów, na bieżąco w sumie. Ale na własnych zasadach. W zgodzie ze sobą.