Ostatnie wydarzenia pokazały mi, że dla własnego zdrowia i dobra czas przestać się przejmować. Wstałam, obudziłam się.
Czas odpuścić sprawy, na które nie ma się wpływu i ruszyć do przodu, zamiast przebierać nogami w dobrze znanym bagienku. A nuż, za zakrętem nie ma już mokradeł? Albo kolejne bajoro okaże się przytulniejsze? Nie no, żart, nie mam zamiaru taplać się w mentalnych moczarach. Wystarczy mi błoto na rowerze.
Czasem tak w życiu jest, że obrana ścieżka wiedzie nas na manowce. Można się wówczas wrócić albo brnąc po pas poszukać kolejnej - gdzieś tam na pewno jest. Wysypana dobrze znanym żółtym szutrem, sucha, słoneczna, miejscami poprzerastana trawą. Ta na którą uparcie wracam, a później z uporem maniaka zbaczam z niej nieopatrznie.
Mogłabym napisać, że ten rok będzie inny niż poprzednie, ale każdy z nich był inny, nie ma dwóch takich samych. I ja za każdym razem jestem już inna - jak ta rzeka u Heraklita - niby ta sama z nazwy, a wody toczy zupełnie inne, raz spokojna, raz rwąca i spieniona. Nawet w animacjach o tym ŚPIEWAJĄ
"On chce żebym była stała, jak rzeka. A rzeka wcale nie jest stała." To jedna z moich ulubionych księżniczek. Chyba czas wrócić do Disneya. Szczególnie, że do grona jego księżniczek dołączyła niedawno Anastazja. Są rzeczy, z których się nie wyrasta.
Drę przed siebie z nową siłą. Z nową siłą zdobywam szczyty. I z nową nadzieją patrzę w przyszłość, o której będę decydowała.